"Lion. Droga do domu" może przybić piątkę "Motylowi Still Alice", a Stanisław Barańczak może z zaświatów tym specom, czyścić buty!
Lion zostało potraktowane jako nazwa własna. Po angielsku ma to sens, bo to po prostu przetłumaczone imię głównego bohatera. Po polsku ten tytuł ma już mniej sensu, ale "tłumaczenie" w sumie ma jakiś sens - obrazuje o czym jest film. Nie jest tak źle jak mogło być.
'Już? Ulżyło ci? Kiedy ty i podobne tobie mędrki i 'znafcy' angielszczyzny zrozumiecie, że dystrybutorzy tytuły filmów nie tyle je tłumaczą, co nadają im własne nazwy, żeby w danym kraju taki film się jak najlepiej sprzedał? Tak trudno to pojąć 'miszczynio' lingwistyki?
Można oszaleć od tego wiecznego czepiania się tłumaczeń tytułów. Jak tak bardzo przeszkadza zawsze można oglądać w oryginale; dla takich anglofilów to nie powinno być problemem.
Kolejny krytyk uważający, że tytuły podlegają translacji.
To przestaje już być śmieszne, a zaczyna być męczące.
Pewna grupa użytkowników Filmwebu chyba nie wie, o co chodzi na tej stronie. Liznęli trochę angielskiego i czepiają się tłumaczeń tytułów. Po pierwsze - może coś o filmie. Po drugie - postudiujcie filozofię języka przed pisaniem mądrych uwag.